Wstecz Mieszkania ze wsparciem, czyli jak biznes może wspierać innowacje społeczne
Jak to się zaczęło, dlaczego zainteresowali się Państwo koncepcją mieszkań ze wsparciem?
To naturalna kontynuacja pracy z osobami z niepełnosprawnością intelektualną, którą Fundacja Leny Grochowskiej zajmuje się od 2018 roku. Jednym z najczęściej podnoszonych problemów przez osoby z niepełnosprawnością i ich opiekunów jest pytanie: co będzie, kiedy zabraknie tej osoby, która jest przez całą dobę? Polski system oferuje wówczas głównie domy pomocy społecznej, w których pobyt może być zasadny w przypadku osób wymagających stałej, całodobowej opieki, połączonej z opieką pielęgniarską. Jednak wiele osób, przy odpowiednim wsparciu, może funkcjonować samodzielnie. Właśnie dla nich powstają mieszkania treningowe i wspomagane, które umożliwiają niezależne życie z asystą pracowników socjalnych czy trenerów.
Długo interesowaliśmy się tym zagadnieniem. Stworzyliśmy wspólnie ze szkołą specjalną w Siedlcach pierwsze mieszkanie treningowe dla osób z niepełnosprawnością intelektualną, które wdraża ich w samodzielność. Taka jest idea mieszkania treningowego, z definicji przejściowego, ponieważ jego celem jest wykształcenie samodzielności, a nie długoterminowe wsparcie.
Jak długo taka osoba może korzystać z mieszkania treningowego?
Czas pobytu jest indywidualnie dostosowany do potrzeb danej osoby. Może to być kilka miesięcy, w niektórych przypadkach nawet do dwóch lat. Wszystko zależy od tempa, w jakim dana osoba przyswaja nowe umiejętności.
A na czy polega ten trening?
Program treningowy jest zawsze dostosowany do indywidualnych potrzeb i możliwości uczestnika. Zazwyczaj zaczynamy od najprostszych czynności wykonywanych samodzielnie w domu. To jest nauka samodzielnego życia. Bardzo często taka osoba musi zaczynać od absolutnych podstaw, czyli np. samodzielnego ubierania się rano, zawiązywania butów, przygotowywania posiłków. Trenerzy pracują na poziomie absolutnie podstawowym, ponieważ są to umiejętności, które mogły być wcześniej zaniedbane, ponieważ opiekunowie wykonywali je za podopiecznych. Dopiero później możemy wchodzić na kolejne poziomy, na poziom aktywizacji zawodowej, czyli trenera pracy, szukania stażu czy pracy, a także zajęć, które będą wspierały funkcjonowanie społeczne, czyli treningu umiejętności społecznych, funkcjonowania w grupie
Jak wygląda takie mieszkanie?
Bardzo często takie mieszkania treningowe składają się z kilku niezależnych, jednoosobowych pokoi oraz przestrzeni wspólnej, czyli kuchni i salonu – miejsc, w których można spędzać czas razem. To jest de facto też trening umiejętności społecznych dla mieszkańców, nauka życia w grupie, współpracy. Oczywiście, to nie będzie zupełnie bezproblemowe, bo wszystko zależy od dynamiki grupy oraz indywidualnych cech mieszkańców.
Czy te osoby się dobiera, żeby do siebie pasowały?
Tak, dobór mieszkańców jest kluczowy, aby zapewnić harmonijne funkcjonowanie grupy. Każda osoba ma również trenera lub asystenta swojego opiekuna-trenera, który wspiera ją w codziennych czynnościach. Niektóre osoby będą wymagały bardziej intensywnego, indywidualnego wsparcia, ale część czynności może odbywać się wspólnie, na przykład wspólne gotowanie.
Wśród pracowników fundacji są osoby, które same mieszkały bądź mieszkają w mieszkaniach treningowych. Czerpiemy doświadczenie z ich opowieści – jak to wygląda, na jakie problemy napotykają w tych mieszkaniach. Zdarzają się osoby, które są bardziej wycofane, są osoby, które mają problemy z nałogami, są wreszcie osoby bardzo aktywne, czasem nadpobudliwe – to jest coś, co trzeba obserwować i po prostu przy tym być. Jednak w mieszkaniach treningowych zwykle nie ma opieki całodobowej i to jest podstawowa różnica w porównaniu z domem pomocy społecznej. Oczywiście jest kontakt telefoniczny, natomiast nie ma osoby, która by tam mieszkała na stałe, de facto pilnowała porządku i przez całą dobę wspierała te osoby.

Piaseczno. Tutaj powstaną kolejne mieszkania Fundacji (zdjęcie dzięki uprzejmości Fundacji Leny Grochowskiej)
Jak w Polsce realizowana jest idea mieszkań ze wsparciem?
Obecnie coraz silniejszy jest trend indywidualizacji wsparcia, który na Zachodzie obecny jest od kilkudziesięciu lat. W Polsce „odziedziczyliśmy” domy pomocy społecznej, które modernizowały się i reformowały, również dzięki funduszom unijnym. System koncentrował się na grupowych, instytucjonalnych formach pomocy, które powinny być ostatecznością. Droga do tego, żeby wsparcie w Polsce było indywidualizowane, jest jeszcze długa i uzależniona od determinacji działaczy, fundacji czy poszczególnych samorządów, które coraz bardziej w tę formę wsparcia inwestują. Wsparcie to wymaga większej uwagi, ponieważ opiera się na małych, rozproszonych formach pomocy zamiast dużych instytucji. Konieczna jest dobra koordynacja oraz odpowiednia liczba pracowników, którzy będą działać w różnych miejscach, zamiast skupiać się na jednej placówce. To wymaga dużego zaangażowania ze strony samorządu.
Jakie są tu główne wyzwania?
Początkowo największym wyzwaniem jest konieczność znaczących inwestycji – zarówno finansowych, jak i czasowych oraz kadrowych. Wymaga to długofalowego planowania i stabilnego finansowania. Jednak, myśląc w dłuższej perspektywie, jest to korzystne, ponieważ koszt funkcjonowania mieszkań wspomaganych jest niższy niż domów pomocy społecznej. To wymaga jednak zmiany sposobu myślenia.
Jaka jest rola mieszkania wspomaganego?
To jest albo mieszkanie indywidualne, albo wspólne, podobnie jak treningowe – jednak na dłuższy czas, a nie na trzy miesiące czy na pół roku. Ich głównym celem jest zapewnienie stabilności i niezależności, jednocześnie umożliwiając mieszkańcom korzystanie z odpowiedniego wsparcia na co dzień. Tak naprawdę, punktem dojścia powinno być uznanie, że takie mieszkanie jest na nieograniczony czas albo przynajmniej ta perspektywa jest bardzo długa.
Trudno to jednak osiągnąć, jeśli system jest oparty na grantach lub zadaniach zleconych w ograniczonym horyzoncie czasowym. Przykładowo – mieszkanie jest w gestii samorządu, który ogłasza konkurs i wyłania organizację, która jest operatorem mieszkania przez dwa lata. Po dwóch latach ogłaszany jest nowy konkurs, który wygrywa inna organizacja – czyli powinno się “opróżnić” te mieszkania z dotychczasowych mieszkańców, przeprowadzić kolejną rekrutację? Być może to będą te same osoby, być może nie, być może wtedy właśnie konieczny będzie półroczny remont i te osoby np. trafią z powrotem do swojego domu rodzinnego. Jeśli ten istnieje. Jeszcze gorsza sytuacja występuje, jeśli po tych dwóch latach kończy się finansowanie i samorząd zamyka projekt. Wówczas mieszkańcy wracają do punktu wyjścia.
Co w takim razie jest rozwiązaniem tej sytuacji? Jak to jest zorganizowane w innych krajach?
Inwestycje, to wiadomo. Projekty mieszkaniowe wymagają wysokiego poziomu finansowania. W Europie jest to oparte w dużym stopniu na samorządach, które określają swoje potrzeby, same też określają w jaki sposób będą udzielały wsparcia. W Szwajcarii jest podział na kantony, które mają bardzo dużą niezależność, więc tam nie ma jednego narzuconego modelu, w którym każdy kanton by funkcjonował. Deinstytucjonalizacja i indywidualizacja wsparcia jest bardzo daleko posunięta, a mieszkania wspierane, w naszym rozumieniu, są często mieszkaniami socjalnymi. W Polsce bardziej rozgraniczamy to wsparcie. Z jednej strony, mamy mieszkania wspomagane dla osób wymagających intensywnego wsparcia, z drugiej – mieszkania socjalne dla osób samodzielnych, potrzebujących jedynie pomocy finansowej. Warto rozważyć stworzenie bardziej elastycznego modelu, w którym te same mieszkania byłyby dostępne dla różnych grup osób zagrożonych wykluczeniem społecznym, a intensywność i rodzaj wsparcia byłyby dostosowane do indywidualnych potrzeb. Wymagałoby to jednak stworzenia kompleksowej strategii na poziomie państwowym i samorządowym oraz zintegrowania różnych form pomocy w jeden spójny system, który nie kategoryzowałby sztywno odbiorców wsparcia.

Żnin – wizualizacja (zdjęcie dzięki uprzejmości Fundacji Leny Grochowskiej)
Jakie są Wasze plany?
Obecnie realizujemy nasz pierwszy kompleksowy projekt domów ze wsparciem w Żninie. Przygotowujemy ten projekt w formie współpracy – połączyliśmy naszą działalność społeczną z działalnością biznesową naszego fundatora, Grupy Arche. W Żninie znajduje się duży obiekt hotelowy należący do Arche – Cukrownia Żnin. Jest tam teren, na którym możemy stworzyć nasz nowy oddział i pierwsze takie domy. Stwierdziliśmy, że będzie to dobre miejsce do przetestowania tego modelu. Planujemy tam stworzyć coś w rodzaju domu wielopokoleniowego, czyli miejsca, które gromadzi różne osoby w jakiś sposób zagrożone wykluczeniem społecznym, z myślą o tym, żeby mieszkając wspólnie były w stanie sobie pomagać i nawzajem siebie wspierać. Dlatego myślimy tutaj między innymi o seniorach, którzy coraz częściej żyją w alienacji, więc być może taka forma wspólnotowego życia by im bardziej odpowiadała, a także o osobach wychodzących z domów dziecka, bo państwowy system wsparcia takich osób jest mocno niedoskonały. Bardzo często te osoby zostają bez jakiejkolwiek pomocy poza wsparciem finansowym. Brakuje pracownika, trenera, który by wsparł tych młodych ludzi w podejmowaniu decyzji i wkraczaniu w niezależne, dorosłe życie.
Realizujemy tę inwestycję samodzielnie, a kluczowym elementem naszej koncepcji jest połączenie mieszkalnictwa z aktywizacją zawodową. Większość przyszłych mieszkańców to osoby zdolne do podjęcia pracy. Być może tak, jak nasi pracownicy z niepełnosprawnościami [rozmawiamy w warszawskiej kawiarni “toMy”, której pracownikami są właśnie osoby z niepełnosprawnością – przyp. red.] – w niepełnym wymiarze godzin, w formie dostosowanej do ich możliwości. Aktywizacja zawodowa jest jednym z fundamentów naszego modelu. Bez niej istniałoby ryzyko, że stworzymy jedynie rodzaj zamkniętej enklawy, a nie przestrzeń do realnej integracji i rozwoju.
Jaką pracą mogliby zajmować się przyszli mieszkańcy tych mieszkań?
Inwestycja mieszkaniowa będzie połączona z powstaniem nowego oddziału fundacji, w którym planujemy stworzyć pracownię rzemieślniczą. Istotnym pracodawcą na lokalnym rynku jest również sam hotel. Ta różnorodność miejsc pracy jest szczególnie istotna dla osób wychodzących z kryzysu bezdomności czy opuszczających zakłady karne. Z naszych doświadczeń wynika, że sama oferta mieszkaniowa, bez możliwości podjęcia pracy, znacząco zwiększa ryzyko powrotu do kryzysu bezdomności – co potwierdzają sami zainteresowani. Połączenie stabilnego miejsca zamieszkania i zatrudnienia pozwala odbudować poczucie własnej wartości i wiarę w możliwość samodzielnego funkcjonowania.

EkoFarma (zdjęcie dzięki uprzejmości Fundacji Leny Grochowskiej)
Czy tego rodzaju zaangażowanie może być atrakcyjne dla biznesu?
Wychodzimy z założenia, że za dobrym przykładem mogą pójść inni. Bo chyba nic lepiej nie będzie w stanie przekonać, niż zobaczenie, że coś z powodzeniem funkcjonuje. W ten sposób można nieść rzeczywistą pomoc dla konkretnych osób. Jest takie trochę zapomniane słowo – filantropia. Wydaje mi się, że zaangażowanie Grupy Arche – głównego sponsora naszych działań – to przykład mądrej filantropii, to znaczy nie tylko sponsoringu jednorazowych inicjatyw, ale próby budowania czegoś, co będzie funkcjonowało przez kolejne lata. Jednocześnie jest to rzeczywiście dla nas, jako fundacji, niezwykle cenna lekcja, ponieważ funkcjonujemy na pograniczu trzeciego sektora i biznesu, z którym na co dzień pracujemy. Myślę, że bolączką wielu NGO-sów jest to, że nie potrafią współpracować z sektorem komercyjnym, nie potrafią mówić zrozumiałym dla niego językiem i odpowiadać na jego potrzeby.
Kluczowe jest przedstawienie zarówno korzyści biznesowych, jak i społecznych, wskazując np. korzyści płynące z możliwości raportowania tego w ramach ESG. Obecnie wiele firm może być zainteresowanych wspieraniem inicjatyw społecznych, które można zmierzyć konkretnymi wskaźnikami i uwzględnić w raportach pozafinansowych. To konkretne rezultaty – mówiące o tym, ilu osobom pomagamy, jaka jest wartość finansowa naszych działań. Sami jesteśmy przedsiębiorstwem społecznym, prowadzimy rozwiniętą działalność biznesową, co pozwala nam precyzyjnie kalkulować efekty ekonomiczne. Otwarcie mówimy o tych aspektach, ponieważ połączenie działalności społecznej z przedsiębiorczością stanowi przekonujący argument dla biznesu. Potrafimy identyfikować potrzeby i zaproponować rozwiązania, jednocześnie analizując je pod kątem biznesowym – określamy źródła przychodów oraz precyzyjnie planujemy, które inicjatywy możemy realizować samodzielnie, a które wymagają zewnętrznego wsparcia.
Warto sobie zadać kilka pytań: dlaczego ten podmiot powinien pomóc? Kto jest właścicielem? Na jakich wartościach im zależy? W co się angażują? Jakie mają produkty? To jest kwestia zindywidualizowania przekazu i kierowania oferty w celowany sposób, tak, żeby potencjalni partnerzy poczuli się częścią naszej inicjatywy. “Zwracamy się do Państwa, ponieważ macie dużo pieniędzy, więc podzielcie się” może już nie wystarczyć.
A na końcu ważne, żeby znaleźć takiego partnera, który zrozumie naszą misję i podziela nasze wartości. Chyba to będzie kluczowe, bo podejrzewam, że jeśli rozmijają nam się pomysły na aktywności społeczne, to ciężko będzie się porozumieć.
Co jeszcze jest ważne?
Musimy mówić do naszych partnerów zrozumiałym językiem, poznawać ich potrzeby, sposób działania, i cele komunikacyjne. Kluczowe znaczenie ma też często lokalne zakorzenienie. Prywatni przedsiębiorcy chętnie wspierają inicjatywy w swoim otoczeniu, by podkreślić swoją przynależność do danej społeczności. Zresztą to też jest przykład Arche, które fundację zaczęło budować właśnie w Siedlcach, skąd się wywodzi.
Mam wrażenie, że biznes jest otwarty na to, żeby w innowacje społeczne inwestować, pod warunkiem, że będzie w stanie je zrozumieć – zaczynając od nazwy, a kończąc na liczbach.
A co Was motywuje do takiego zaangażowania, do tej filantropii?
To jest pytanie, którego odpowiedź mieści się na wielu różnych poziomach. Z poziomu zarządczego – dla Władysława Grochowskiego [prezesa firmy Arche, członka zarządu fundacji, przyp. red.] to jest jakieś zobowiązanie, że prowadząc dochodowy biznes, tworząc dużą firmę hotelową, będąc deweloperem, ma potrzebę pomocy innym i dzielenia się swoimi zyskami. Sam mówi, że firma ma dochody dzięki ludziom, więc czuje się zobowiązany dzielić się nimi ze społeczeństwem.
Prowadzimy dwa Domy Uchodźcy, czyli ośrodki długoterminowego zakwaterowania dla osób z Ukrainy, oferujące łącznie ok. 600 miejsc. Wcześniej prowadziliśmy pięć takich ośrodków, była to dla nas bardzo istotna działalność. Widzieliśmy, ile osób, którym pomagaliśmy, jest w stanie się już usamodzielnić, bo do nas trafiły bardzo często bez żadnego pomysłu na swoją przyszłość. “Przyjechaliśmy do Polski, nie wiemy, co ze sobą zrobić, nie wiemy, ile zostaniemy i mamy nadzieję, że wojna się zaraz skończy”. Tylko, że niestety ta wojna się nie kończy. I gdzieś tam zaczęły się pojawiać myśli, a może jednak powinienem coś tutaj zrobić, tutaj poszukać pracy, nostryfikować swoje dyplomy, być może się przebranżowić, może jednak szukać mieszkania… I gdy widzimy te osoby, które mieszkają samodzielnie, mają stabilne zatrudnienie, to rzeczywiście jest bardzo motywujące, że udało nam się skutecznie pomóc.
A w przypadku osób z niepełnosprawnościami?
Zatrudniamy często osoby, które mają po 30-40 lat i jest to dla nich pierwsza praca. Uczymy je od podstaw tego, czym w zasadzie jest praca ze swoimi przywilejami, ale i obowiązkami, jak funkcjonować w grupie. To są czasami osoby wycofane, nieśmiałe, zestresowane tym, że się znajdują w nowym środowisku. Po roku są to osoby, które w tej grupie czują się dosyć swobodnie, śmieją się, żartują, rozmawiają o prywatnych sprawach. A kiedy widzimy, że wśród współpracowników odnajdują znajomych, przyjaciół, z którymi spędzają czas również poza pracą – jest to dla nas niezwykle satysfakcjonujące i mobilizujące.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
Rozmawiała Anna Ryterska