Co innowacje dają innowatorom? Rozmowa z Tomkiem „Frejtagiem” Piątkiem

– Każdy człowiek nosi w sobie potencjał twórczy, choć nie zawsze jest on dostrzegany – mówi Tomek „Frejtag” Piątek, twórca innowacji "Teatr przy stole". Tomek od lat inspiruje i zachęca do wykorzystania opowieści jako narzędzia budowania relacji, dialogu i przeciwdziałania wykluczeniu. W rozmowie z nami dzieli się swoją filozofią pracy oraz tym, jak innowacje społeczne wpłynęły na jego życie zawodowe i osobiste.

Co lubisz w swojej innowacji?

Najważniejsze i najbardziej ożywcze jest dla mnie samo spotkanie z ludźmi, które zawsze przynosi coś niezwykle cennego. Uwielbiam te momenty, gdy ludzie, często wcześniej sobie obcy, siadają przy jednym stole i zaczynają snuć historie, a po paru sesjach spotykają się ze sobą prywatnie. „Teatr przy stole” jest tak zaprogramowany, że zawsze popycha uczestników w kierunku budowania wspólnoty, a nie ukazywania różnic. Świat lubi to, co jest kontrowersyjne, i co polaryzuje, ale przecież wszyscy dobrze wiemy, że prawdziwa wartość jest gdzieś indziej. Ja widzę ją w rozmowie, w opowieści. Choć wielu dorosłych ludzi ma z tym problem, to zapewniam – każdy z nas ma wszystko, co potrzebne by być opowiadaczem. Kiedy sięgamy po potencjał opowieści, jesteśmy bliżej wewnętrznego źródła. Storytelling to powrót do wewnętrznego dziecka.

Zawsze wiedziałeś, co chcesz robić?

– Zawsze to czułem, ale nie zawsze było to łatwe do zrealizowania. Miałem w swoim życiu momenty zwątpienia i wypalenia, szczególnie wtedy, kiedy odchodziłem od tego, co kocham – od pracy z ludźmi. Przez lata pracy jako animator kultury i edukator zawsze wracałem do opowieści. Kiedy prowadziłem warsztaty, zależało mi, by ludzie spotykali się przy wspólnym stole – by mogli ze sobą porozmawiać, posłuchać się nawzajem, podzielić się swoimi historiami.  W pewnym momencie przyszedł kryzys. Przeciążenie pracą i brak balansu odsuwały mnie od tego, co kochałem najbardziej – od prawdziwego bycia z ludźmi. Czułem, że relacje z ludźmi stały się częścią grantów czy formalnych szkoleń. Brakowało mi spontaniczności i autentyczności w tych spotkaniach. Musiałem zdefiniować sobie, w jakim kierunku chcę iść. Dziś mogę powiedzieć, że kryzysy są trudne, ale też ważne. Dają szansę wsłuchania się w siebie i zrozumienia tego, co jest naprawdę ważne. Kryzysy, jeśli je pokonamy, popchną nas w kierunku zmiany, która prędzej czy później nastąpi i to, czego doświadczyliśmy w trakcie tego kryzysu nas zbuduje. Dzięki niemu mogłem wrócić do tego, co mnie napędza – spotkań, rozmów i wspólnego tworzenia. To właśnie wtedy narodził się pomysł na wykorzystanie storytellingu w pracy z seniorami, który rozwijałem później w ramach Inkubatora pomysłów.

Tomek „Frejtag” Piątek

Jak trafiłeś do inkubatora?

To dość zabawna historia. Czasem śmieję się z powiedzenia, że w życiu nie ma przypadków. Uważam, że jest dużo przypadków w życiu, ale to nasza intuicja i wewnętrzny głos decydują, czy za czymś pójdziemy. Na jednej z grup poświęconych grom fabularnym Ania Nowacka (wtedy jeszcze się nie znaliśmy) zapytała w poście, czy ktoś ma doświadczenie w pracy z seniorami za pomocą gier fabularnych. W tamtym czasie grałem z młodzieżą i dorosłymi, więc ten pomysł wydał mi się czymś świeżym i bliskim, bo sam miałem już doświadczenie w graniu z osobami 50+, a docelowo chciałem grać również z seniorami w wieku 60, 70, a nawet 80 lat. Gdy zobaczyłem post Ani, odezwałem się. Okazało się, że w Inkubatorze pomysłów pracuje nad innowacją społeczną, która miała wykorzystywać gry fabularne do aktywizacji seniorów i wspierania ich funkcji poznawczych. Pomyślałem: „To świetny pomysł!”.

Teatr przy stole – podręcznik główny

Jak wyglądały pierwsze kroki?

– Na tamtym etapie traktowałem to bardziej jako eksperyment, hobby. Chciałem stworzyć kilka scenariuszy, przetestować, jak to działa, ale nie myślałem o tym w kompleksowy sposób. Gry z seniorami widziałem jako jedną z opcji – na co dzień zajmowałem się przecież pracą z dziećmi, młodzieżą i dorosłymi, tworząc różne metody edukacyjne. Ania Nowacka i Adam Chabiera zaprosili mnie do zespołu, bym wsparł ten projekt. Brałem udział w pierwszych testach. Niedługo potem Ania musiała zrezygnować z pracy nad innowacją z powodów osobistych. Wtedy Adam zapytał mnie, czy chciałbym przejąć ten projekt, ponieważ byłem już zaangażowany w jego rozwój. Zgodziłem się. W tamtym czasie współpracowałem z Joanną Luśnią, która ma doświadczenie w redagowaniu tekstów i świetne analityczne podejście. Zaproponowałem jej współpracę. Pod parasolem Inkubatora pomysłów wspólnie przeszliśmy przez cały proces testowania i stworzyliśmy podręcznik. Razem ze znajomymi – Krzyśkiem Haczewskim i Agą Ejsmont – prowadziliśmy testy w różnych miastach. Po zakończeniu testów wziąłem ten projekt w swoje ręce i rozwijam go dalej. W razie potrzeby mogę liczyć na wsparcie znajomych, co daje mi dodatkową motywację do działania.

Wsparcie inkubatora było dla Ciebie ważne?

– Od lat działam w obszarze NGO, ale to, co zastałem w Inkubatorze pomysłów, było czymś zupełnie nowym. Doświadczyłem nie tylko wsparcia merytorycznego, ale także otwartości na rozmowę i elastycznego podejścia. Mogłem liczyć na pomoc Marysi Lewandowskiej, Marty Tafil-Dalach i Adama Chabiery. Jeśli coś budziło moje wątpliwości, po prostu się spotykaliśmy i rozmawialiśmy. Nawet gdy nasze sugestie wywracały wcześniejsze pomysły do góry nogami, siadaliśmy i dyskutowaliśmy godzinami, by znaleźć najlepsze rozwiązanie. Teraz, będąc w procesie akceleracji, nadal odczuwam to samo wsparcie i świetną komunikację. Uważam, że takie podejście to znakomita praktyka, którą warto się dzielić.

A gdybyś nie trafił do inkubatora?

– Pewnie i tak kontynuowałbym swoją pracę, bo to jest moja pasja, ale obecność w inkubatorze pozwoliła mi nadać temu projektowi bardziej kompleksowy charakter. Dzięki wsparciu i cennym radom, szczególnie od Marty, udało mi się zobaczyć, jak mogę uprościć procesy i nadać im praktyczny wymiar. Zdałem sobie sprawę, że chociaż jestem innowatorem, nie muszę być w tym sam. Mam zespół ludzi, do których mogę się zwrócić o pomoc. Jednym z kluczowych elementów tego procesu było wsparcie coachingowe od Małgorzaty Lelonkiewicz, które otrzymałem pod koniec ubiegłego roku. To było sześć spotkań, które pomogły mi poukładać wszystko w głowie – zarówno w kontekście samej innowacji, jak i moich dalszych zawodowych planów. To wsparcie pomogło mi znaleźć właściwy kierunek i lepiej wykorzystać dostępne zasoby.

Co było dla Ciebie największym wyzwaniem?

– Najtrudniejsze były momenty zwątpienia. Jednym z założeń mojej innowacji było zaangażowanie osób prowadzących gry fabularne, aby spotykali się z seniorami i doświadczali czegoś nowego. Niestety, nie poszło to tak, jak planowałem. Gdy zainteresowanie z ich strony było niewielkie, zacząłem się zastanawiać, czy taki model w ogóle ma szansę działać – szczególnie w DPS-ach czy innych placówkach. To skłoniło mnie do uproszczenia metody. Zamiast tworzyć narzędzie wymagające długiego przygotowania, postawiłem na prostotę. Chciałem, aby każda osoba pracująca z seniorami mogła zrozumieć i wykorzystać tę metodę błyskawicznie, po przeczytaniu krótkiego materiału. Ta zmiana okazała się kluczowa. Co prawda, stworzyliśmy szczegółowy podręcznik z rekomendacjami i materiałami, ale to uproszczone podejście sprawia, że bariera wejścia jest znacznie niższa.

Kiedy podczas realizacji projektu odczuwałeś największą radość?

– Radości było wiele, szczególnie podczas testowania metody. Ludzie, z którymi pracowałem przez kilka miesięcy, traktowali to jako coś więcej niż sposób na spędzenie czasu. Zaczynali się poznawać, budować relacje, a z czasem tworzyła się grupa, która spotykała się nawet poza zajęciami. Kolejnym ważnym momentem było obserwowanie, jak pomysły z mojej głowy nabierają realnych kształtów. A także chwile, kiedy ludzie zapraszali mnie do różnych miejsc, pytali o możliwość zastosowania metody u siebie, prosili o szkolenie. To daje ogromną satysfakcję i upewnia mnie, że to, co robię, ma sens. Początkowo myślałem, że ta metoda jest bardzo niszowa. Ale gdy widzę radość na twarzach ludzi i słyszę tyle pozytywnych opinii, daje mi to energię do dalszej pracy.

Jak innowacja wpłynęła na Twoje postrzeganie samego siebie?

– Jestem na etapie redefiniowania wielu spraw w życiu – uczę się odpuszczać to, co niepotrzebne, a skupiać na tym, co naprawdę ważne. Innowacja i związane z nią wsparcie, szczególnie proces coachingowy, pomogły mi uporządkować myślenie o własnym potencjale. Dziś, kiedy rozmawiamy, słyszysz w głosie pewność. Kiedyś miałem w sobie dużo wątpliwości. Często dręczył mnie syndrom oszusta – podważałem swoje działania i zastanawiałem się, czy naprawdę jestem kompetentny. Dzięki coachingowi mogłem zatrzymać się, docenić swoje zasoby i zrozumieć, co już osiągnąłem, a co mogę jeszcze rozwijać. Ten proces zmienił również moje podejście do pracy. Wywodzę się ze środowiska społecznikowskiego, gdzie pieniądze były zawsze na dalszym planie. Latami łączyłem różne obowiązki, by domknąć budżet, jednocześnie czując wewnętrzny konflikt. Coaching pomógł mi spojrzeć na to inaczej – dostrzegłem, że mogę robić coś, co kocham, jednocześnie traktując to jako źródło utrzymania. Postanowiłem skupić się na rozwijaniu tego, co naprawdę umiem, i myśleć o tym nie tylko jako o pasji, ale też o biznesie. Przy tym zachowuję autentyczność, bo to, co tworzę, wynika z mojego doświadczenia, pasji i kompetencji.

Przeczytaj także

Teatr przy stole

„Teatr przy stole” – aktywizacja seniorów poprzez gry fabularne. Innowacja odpowiada na problem izolacji osób starszych, a także braku prostych i atrakcyjnych rozwiązań dla ośrodków społecznych oferujących zajęcia lub wsparcie dla seniorów.

Jakie cechy okazały się kluczowe przy tworzeniu innowacji?

– Najważniejszy jest dla mnie entuzjazm – to on napędzał mnie w najtrudniejszych momentach. Wiara w sens tego, co robię, była niezastąpiona, zwłaszcza gdy przypominałem sobie słowa ludzi, którzy mówili, że moja praca daje im wytchnienie, rozwija empatię, uczy czegoś nowego, a czasem po prostu pomaga przełamać wstyd. Szczególnie poruszały mnie takie słowa od osób dorosłych, które mają już bogate życiowe doświadczenie – to dla mnie ogromna wartość. Drugą kluczową cechą jest otwartość na zmiany i słuchanie ludzi. Zawsze wsłuchuję się w opinie innych – może nie przyjmuję wszystkiego bezkrytycznie, ale jeśli coś widzę jako wartościowe dla procesu, chętnie to wykorzystuję. Uczę się także dostrzegać, że moje podejście ewoluuje. To, co kiedyś uważałem za otwartość, dzisiaj postrzegam jako ograniczenie wynikające z braku odpowiedniej perspektywy. Pomocna jest też dobra organizacja – potrafiłem rozpisać pomysł na etapy i sprawnie przejść od idei do prototypu.

Dziękuję za rozmowę.

Jolanta Ruszkiewicz

Redaktorka, polonistka, copywriterka, specjalistka ds. innowacji społecznych, członkini „Katalizatora innowacji społecznych” w Fundacji Stocznia.

Skip to content